poniedziałek, 10 czerwca 2013

Crucify me.

Harry Styles.
a dedication to the end of everything.


Dancing slowly in an empty room.
I sing myself a quiet lullaby.
01.02.1994, holmes chapel, brytyjczyk. pokój nr 21.
anoreksja, depresja, bezsenność, jadłowstręt, agresja, 
lekka schizofrenia i autyzm mieszany z rozdwojeniem jaźni, klaustrofobia.
"bycie hetero jest nudne"

Crucify me, and nail my hand to a wooden cross. There's nothing above.
There's nothing below, heaven and hell lives in all of us.

Styles. Stylesiątko. Hazza. Hazzuś. Hazziątko. Cupcake. Princess.
Dziewiętnastoletni przestępca z problemami psychicznymi.
Zraniony przez przeszłość.
Homoseksualista od samego początku, świadomy tego od momentu gdy w wieku dwunastu lat pocałował przed wszystkimi swojego najbliższego przyjaciela. Od tamtej pory był codziennie gnębiony, bity i przezywany. Wychowywała go stara ciotka, gdyż stracił rodziców w strzelaninie w metrze. Nigdy nie zaznał ciepła ani miłości - ani tej rodzicielskiej, ani prawdziwej. Nikt nie wiedział o jego cierpieniu, któremu dawał upust ciąc się. Czuł się inny, samotny. Aż spotkał paru takich jak on, a wtedy dał się wciągnąć w różne brudne interesy. Z nimi po raz pierwszy spróbował najprzeróżniejszych prochów i - chociaż na początku był temu przeciwny - zaczął brać coraz częściej. Oni powtarzali mu, że dzięki temu stanie się inny, że ludzie zaczną go akceptować i szanować. Uwierzył im, uzależnił się. Potrzebował pieniędzy. W okresie czasu od piętnastu do osiemnastu lat przeszedł przez wiele zawodów, nie koniecznie przyjemnych. Dziwka, diler, morderca. Każda osoba wciągnięta w ten mroczny świat znała go, a przynajmniej słyszała o nim różne plotki - że miał swoich stałych klientów, z którymi prieprzył się dla przyjemności i pieniędzy, regularnie; że zamordował swojego starego przyjaciela ze szkoły uważając, że to przez niego wpadł w swoje problemy; że przed zabiciem swoich ofiar prawie zawsze znęcał się nad nimi seksualnie. A on nigdy nie stwierdził, że to kłamstwa. Robił to, za co mu płacono, a pieniądze wydawał na seks, dragi i rock'n'roll.
Miał trafić do poprawczaka, jednak wylądował tutaj. Nikt nie zna prawdziwego powodu jego zachowania. Nikt nie wie, że żyje w nim Bestia, która kieruje jego życiem.

I am an ocean, I am the sea, there is a world inside of me.
Lost in the abyss, drowned in the deep, no set of lungs could salvage me.

Mierzy ponad 185 centymetrów, a waży mało, okropnie mało. Wydawałoby się, że można go powalić na ziemię lekko go popychając - i nie jest się w błędzie, bo prócz niskiej wagi, Styles ma także bardzo niski poziom równowagi. Kasztanowe loczki, wieczne ułożone w artystycznym nieładzie, a czasem postawione na żelu. Czyste, szmaragdowe oczy, które uwiodły już nie jedną jego ofiarę. Wisiorki, pierścionki, bransoletki. Na co dzień t-shirty, koszulki, koszule, ciasne jeansy, rurki, trampki. Jedna rzecz jest zawsze na swoim miejscu: żyletka w kieszeni. Może się pochwalić szeroką kolekcją nacięć oraz blizn na nadgarstkach i udach – to one są jego codzienną ozdobą, razem z tatuażami i piercingami. Drobny, szczupły, jednak ma delikatnie zarysowanie mięśnie, bo przecież morderca musi mieć jakąkolwiek kondycję fizyczną. Blada cera oraz przerażająco chudy i kościsty wygląd prowadzą do tego, że ludzie podejrzewają go o anemię i anoreksję. Nie mylą się.

The tides too strong, you'll catch your death, so breathe for me, just breathe.
There is a hell, believe me, I've seen it. There is a heaven, let's keep it a secret.

Uważa że każda osoba ma dwie twarze, które niekoniecznie żyją ze sobą w zgodzie. Nie wszyscy są tego świadomi i nie każda osoba, która już usłyszała jego historię, domyśliłaby się że Hazz wcale nie jest taki, na jakiego wygląda przez to, co przeżył i zrobił. Czy ktoś kiedykolwiek powiedziałby że morderca może być misiem do przytulania? Nie. Morderca jest zimny. Styles jest wyjątkiem do tej reguły. Lata w brudnej robocie nauczyły go jak być kimś innym, jak w sekundzie zmienić się w inną osobę, jak oszukiwać wszystkich, włącznie samego siebie. Nigdy nie zapomni tych lekcji, bo wykorzystuje tą swoją cechę codziennie. Jest idealnym aktorem, często nawet trudno stwierdzić, czy jego salwa śmiechu była prawdziwa, czy mniej. Fałszywy. Z czasem sam zaczął się gubić we własnej osobowości. Nie wie już kim jest, jak ma się zachowywać. Nie ma pojęcia, jakie jest jego normalne zachowanie, jaka jest jego osobowość i to sprawia, że często chodzi kompletnie zagubiony i załamany. Bo ma dwie twarze, które nie żyją ze sobą w zgodzie. Z jednej strony czuje, że w środku jest zupełnie inną osobą. Kimś, kto boi się być zraniony po raz kolejny; kimś, kto woli ukrywać się przed światem i cierpieć przez brak możliwości bycia sobą, raniąc innych dookoła. Dziecinny, radosny, wrażliwy, naiwny, bezbronny, czuły, kochliwy. Nigdy nie poczuł się kochany. Łatwo się przywiązuje, ufa za bardzo, często zostaje zraniony, a mimo tego wybacza. Rozmarzony. Niepoprawny romantyk który nadal wierzy że kiedyś spotka miłość idealną, która jest wszystkim czego pragnie. Zboczony. Przyjazny, bo nie chce sobie robić wrogów. Radosny i cieszący się z życia przy osobach które zna. Ufa za mocno, kocha zbyt często, cierpi za bardzo. Wybacza za każdym razem, przywiązuje się na nowo. Z drugiej strony agresywny, chłodny, egocentryczny, impulsywny, aspołeczny, bez empatii, bezczelny, wredny, arogancki, niezależny, narcystyczny, odważny, egoistyczny, zimny, buntowniczy, nieczuły, zboczony, szarmańcki. Uwodziciel z łobuzerskim uśmiechem. I to właśnie ta twarz ostatnio występuje u niego coraz częściej, bo może Styles w środku jednak jest złą osobą, która lubi sprawiać przykrość innym. A może to Bestia? Kto wie. Jeśli ktoś uważa, że go zna, myli się ogromnie, bo sam Styles nie zna siebie.

If we make it through the night, if we make it out alive,
God have mercy and pray for the dead.

Psychotyzm, neurotyzm, coś jak rozdwojenie jaźni. Czasami siedząc kołysze się na boki jak dziecko które nigdy nie doznało miłości, lub jak ktoś chory na autyzm. Nigdy nie poczuł się kochany, a ta świadomość tak go przygnębia, że często pieprzy się z obcymi mężczyznami, chociaż już nie robi nic takiego za pieniądze. Nawiedzają go duchy z przeszłości. Czuje się zagubiony, przygnębiony. Posiada drastycznie niską samoocenę, czuje się winny za wszystko to, co mu się wydarzyło. Często się samookalecza. Gdy słucha muzyki, lub jakichś dźwięków, rożnorakie linie koloru tańczą mu przed oczami, plączą się, tworząc melodię. A muzykę kocha ponad wszystko - słucha przede wszystkim cięższych brzmień, ale nie pogardzi też czymś lekkim. W jego głowie gatunki różnią się kolorem i grubością. Prawie każdą rzecz - realną czy abstrakcyjną - kojarzy z jakąś konkretną barwą, tak jak ludzkie głosy, czy nawet dni tygodnia. Próbuje zabić swój smutek raniąc innych. Nie przestrzega żadnych zasad miejsca, w którym przebywa, przez co często znosi kary i musi przebywać w izolatce, a przez swoją klaustrofobię ten czas staje się dla niego prawdziwym Piekłem, gdy krzyczy, okalecza się bez opamiętania paznokciami, zębami lub żyletką, którą ma wiecznie przy sobie. Pali, a jego ulubionymi papierosami są te miętowe. Pije. Bierze, ćpa, ale nie jest już uzależniony tak, jak kiedyś. Bardzo, bardzo łatwo i często płacze, jednak prawie nigdy nie robi tego przy ludziach. Jego talenty aktorskie sprawiają, że rzadko kiedy ktoś cokolwiek zauważa.

You say that you can save me, don't hope to ever find me,
I fear I'm too far gone. Pray for the dead.

Uwielbia piorące mózg kreskówki, oraz słodycze - tylko na widok takiego jedzenia nie chce mu się zwrócić tą małą ilość pokarmu, którą wcześniej spożył. Dla niego oglądanie gejowskiego porno jest całkiem normalne. Posiada ukryty talent do śpiewania - no właśnie, ukryty. Rysuje, jeździ na deskorolce. Lubi u chłopców niewinny wygląd, a jeśli później ktoś taki jest skończonym, brutalnym dupkiem niech wie, że właśnie to Stylesa podnieca najbardziej. Niezależnie od maski, którą ma na sobie, kocha przytulanie się. Muzyka jest całym jego światem. Gra na fortepianie i gitarze. Jego bardziej wewnętrzna osoba ciągle cichym głosikiem mówi mu, że wszystko, czego potrzebuje to prawdziwa miłość, jednak stale ignoruje te słowa i skupia się na spędzaniu swojego życia robiąc nic. Niezawodnym sposobem, aby go uwieść, są czułe pocałunki, lub te w szyję, ucho i obojczyk. Uzależniony od przygryzania i oblizywania warg, a także od patrzenia prosto w usta osoby, z którą rozmawia. Uwielbia chodzić nago, zawsze i wszędzie.

Tak, na to wygląda. Odbiło ci, zbzikowałeś, dostałeś fioła.
Ale powiem ci coś w sekrecie.
Tylko wariaci są coś warci.

_______________
[Tadam! Kolejna moja dziwna postać, cieszcie się i radujcie.
Cytaty między opisami pochodzą z piosenki Crucify me by Bring Me The Horizon; ostatni cytat pochodzi z filmu Alice in Wonderland; ten początkowy z piosenki Anthem by Bring Me The Horizon; ten w początkującym, krótkim opisie mojej jakże kochanej postaci z piosenki The lonely by Christina Perri.
Jestem bardzo chętna na jakiekolwiek wątki i powiązania; Harreh akceptuje praktycznie wszystko. Staram się odpisywać po kolei, ale niektóre osoby mają u mnie przywilej pierwszeństwa. Literki słowa dedication z początkowego cytatu skrywają pod sobą niespodziankę.
Enjoy and have a good time with the son of Satan.]

5 komentarzy:

  1. Siedziałem na tym cholernie niewygodnym krześle, które przy każdym, nawet najmniejszym ruchu, wydawało dźwięk podobny do szurania gumowymi podeszwami tenisówek o wypolerowaną podłogę. Zirytowany tym odgłosem, przymknąłem leniwie powieki, starając się skupić na czymś innym. Kompletnie nie rozumiałem tego, że psycholog tak napalił się na pomysł grupowego spotkania. W dodatku z chłopakiem, którego nawet nie znałem. Powiedzieli mi jedynie, że ma na nazwisko Styles. Styles. Całkiem przyjemne dla ucha słowo. Styles. Ciekawiło mnie, jaki ten Styles właściwie był. No bo skoro umówili właśnie nas, a nie kogoś innego to musieliśmy być w jakiś sposób do siebie podobni - w mniejszym lub w większym stopniu wariactwa. W ciszy, którą co jakiś czas przerywało ciche westchnięcie psychologa, oczekiwałem na przybycie pacjenta. Wreszcie drzwi otworzyły się, a do środka wszedł wysoki, wytatuowany chłopak. Cholera. Ależ on był przystojny. Poczułem, jak pod wpływem jego spojrzenia, którym raczył mnie łaskawie obdarzyć, rumienię się. Szybko jednak opamiętałem się. Uspokój się, Cassio. - usłyszałem głos w mojej głowie. - On i tak Cię nie zechce. Nie licz na nic. Nienawidziłem tych głosów, które nie odstępowały mnie na krok. Najgorsze chyba było to, że kiedy już myślałem, iż jestem bezpieczny, pojawiały się znikąd, bombardując mnie tysiącem wrzasków i szeptów, od których huczało mi w głowie. Nieraz zdarzało mi się również rzeczy, które tak naprawdę nie istniały. Lekarze nazwali to schizofrenią.
    Styles opadł na jedno z krzeseł, to obok mnie. Wstrzymałem oddech.

    Cassio

    OdpowiedzUsuń
  2. Ze stoickim spokojem obserwowałem całą tą sytuację. Styles najwidoczniej nie był typem, któremu można było w kaszę dmuchać. Nie dawał sobą pomiatać i mimo, że psycholog był osobą wyższej rangi to właśnie nastolatek sprawował niepodważalną władzę. Wziąłem głęboki oddech, po czym powoli wypuściłem z ust powietrze. - Ty nigdy taki nie będziesz. - odezwał się jeden z głosów w mej głowie. - Głupi, delikatny wnuczek babuni. - powiedział drugi. - Nic pożytecznego z ciebie, pierdolony wrażliwcu. Nic. - dorzucił trzeci. Łajza! Luzer! Nic niewarty chuj! - wtrącił się kolejny. Ich krzyki zaczęły mieszać się w mym umyśle, boleśnie obijając się o wnętrze mojej czaszki. Odruchowo podniosłem dłonie i chwyciłem się za głowę. Z mych ust wydobył się cichy, stłumiony jęk. Do oczu napłynęły srebrzyste łzy. - Ile dzisiaj wpierdoliłeś kalorii, słodziachny grubasku? - usłyszałem po chwili. - Jesteś taki gruby. Jak ci nie wstyd? - mruknął któryś z głosów. - Tłuścioch! Gruba, pierdolona świnia! - warknął następny. Skronie zaczęły mi nieznośnie pulsować. Całym moim ciałem wstrząsały nieprzyjemne, zimne dreszcze. Zagryzłem dolną wargę, wyjąc z bólu. Moje dłonie oderwały się od głowy i automatycznie powędrowały ku rękom, które zaczęły drapać. Drapałem się coraz szybciej i mocniej, aż wreszcie na mojej skórze powstały głębokie rany. Łzy płynęły mi po bladych policzkach, zostawiając za sobą palące ślady. - Tak, drap się prosiaku! Może wydrapiesz te kalorie! - wrzasnęło w mojej głowie. Po chwili zorientowałem się, że sam zacząłem krzyczeć. Nie, ja nie krzyczałem. Dosłownie zdzierałem gardło.

    Cassio

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie miałem zamiaru go słuchać. Jednak kiedy złapał mnie, poczułem dziwne ciepło, przepływające z opuszków jego palców przez całe moje ciało, zaczynając od nadgarstków. Próbowałem mu się wyrwać, lecz nieskutecznie. Był o wiele silniejszy ode mnie. - Widzisz, grubasku? Popychadło z ciebie. Byle debil może cię obezwładnić. - - mruknął ironicznie w moim umyśle jakiś głos. Jęknąłem mimowolnie. Okey. Tomlinson weź się w garść. Nie przyszedłeś tutaj odstawiać szopki, a porozmawiać i ewentualnie zawrzeć nową znajomość. - Jaką znajomość? Wypierdalaj do swojego internetu. - rozległo się nagle. Westchnąłem ciężko.
    - Już dobrze. Puść mnie, proszę. - powiedziałem cicho, czekając aż chłopak rozluźni uścisk.
    Wykonał moją prośbę, a ja rozmasowałem piekące od jego stalowego unieruchomienia nadgarstki. Spojrzałem na psychologa. Siedział, trzymając w ręku mp3, zapewne należące do chłopaka. Oh. Czyli to był powód, dla którego Styles chciał, abym się uspokoił. Zwykła mp3. Nie czyste intencje, a piedolone mp3. - A co ty sobie wyobrażałeś? - parsknął śmiechem głos.
    - Zamknij się.
    Dopiero po dłuższej chwili dotarło do mnie, że powiedziałem to zdanie na głos. No pięknie, teraz Styles uzna mnie za wariata. Chwila...przecież byłem wariatem.

    Cassio

    OdpowiedzUsuń
  4. Uniosłem jedną z brwi, patrząc z uwagą na psychologa. Czy chciałbym? Oczywiście, że nie. Co on myślał, że będę się tu uzewnętrzniał przy niejakim panu S? Niedoczekanie. Zamrugałem kilka razy, od tak, po prostu, po czym podniosłem się i posłałem mężczyźnie promienny uśmiech. Odwzajemnił go. Jakżeby inaczej? Zawsze to robili. Byłem ulubieńcem wszystkich pracowników tego ośrodka. Jedynie kucharki za mną nie przepadały, a to ze względu na to, że nienawidziłem jedzenia.
    - Wybaczy pan, ale dopadł mnie głód. Pójdę teraz coś zjeść. Zapewne potem położę się spać lub poczytam. Jestem zmęczony. Porozmawiamy kiedy indziej, dobrze? - powiedziałem, patrząc psychologowi prosto w oczy.
    - W porządku, panie Styles. Chociaż obydwoje wiemy, że nie przepada pan za jedzeniem. Być może wreszcie do pana dociera, że nie jest ono wcale takie złe, jak pan myślał dotychczas. Do widzenia.
    Poczułem wewnętrzną ulgę. Uf, udało się. Bez zbędnych pytań, które padały podczas indywidualnych spotkań. Bogu, w którego nie wierzę, dzięki. Ruszyłem w stronę wyjścia, ukradkiem wyciągając z kieszeni obcisłych, czarnych rurek, w których moje nogi wyglądały jak dwa patyki, ipoda. Chwilę trwało zanim uporałem się z rozplątaniem słuchawek. Włożyłem je sobie w uszy i opuściłem gabinet. Idąc, przeszukiwałem listę utworów, w celu znalezienia folderu z twórczością Bring me the horizon - mojej ukochanej kapeli. O, jest. Nacisnąłem na przycisk, a do moich uszu doleciał cudowny, niepowtarzalny krzyk Olivera. Uśmiechnąłem się mimowolnie. Tak, to było to, czego potrzebowałem. Skierowałem się w stronę stołówki, gdzie większość osób dokańczała kolację.

    Casio

    OdpowiedzUsuń
  5. Bez słowa mieszałem łyżką w kaszy mannie, wzdychając ciężko. Nie miałem ochoty jeść. Nie byłem nawet odrobinę głodny. Wpatrywałem się tępo w jedzenie, podczas gdy ogarniało mnie coraz to większe znudzenie. Po co ja tu w ogóle przyszedłem? Nie miałem pojęcia. Widocznie po prostu nie miałem nic ciekawego do roboty niż slęczenie nad górą obrzydliwej, niezjadliwej papki. Krzywiąc się lekko, nabrałem odrobinę na łyżkę, po czym umoczyłem w tym koniuszek języka i posmakowałem trutki. Bleh. Obrzydlistwo. Wyplułem to z powrotem do talerza, po czym z niesmakiem odsunąłem go od siebie. W uszach cały czas miałem słuchawki, z których płynęły teraz słowa "Can you feel my heart?". O tak, bardzo chciałbym, aby ktokolwiek mógł poczuć to, co sam czułem. Ale czy istniał człowiek, gotów poświęcić się dla mnie i zaprzyjaźnić się ze mną? Nie. Wywróciłem teatralnie oczami, nie przestając słuchać muzyki. Zacząłem podrygiwać głową w rytm utworu, a z ust wymsknął mi się scream. Nie przejmowałem się tym, że nie byłem sam. Miałem w dupie to, czy inni mnie słyszą, czy też nie. Liczył się jedynie głośny, rozdzierający bębenki uszne krzyk Sykesa.

    Cassio

    OdpowiedzUsuń